Na pewnym etapie naszego życia, nie tylko górskiego, zdaliśmy sobie sprawę z oczywistości: nasze dziecko rośnie. Naturalnie nie jest to nic niezwykłego, ale proces ten początkowo mocno utrudnił nam nasze górskie wędrówki. Bo o ile niemowlaka dało się wozić w wózku, a nieco starszego w nosidle, to osiemnasto kilogramowy, ruchomy i głośny ładunek na plecach po prostu nie przejdzie. Jeśli nam kręgosłupy (i uszy) miłe.
W kwestiach technicznych na pomoc przyszedł nam rowerek biegowy – tutaj pisaliśmy już o jego dobrodziejstwie na szlaku, ale wciąż pozostawała tzw kwestia mentalna. Czyli jak sprawić, żeby dziecko zdobyło z nami szczyt, poszło długim i, nie oszukujmy się, nudnym dla niego szlakiem. No bo fajnie, że my zachwycamy się panoramą Tatr podczas golden hour, ale dla trzy czy cztero latka to żaden fun. A jednak nasz Stanisław cieszy się na każdą górską wyprawę i sam ochoczo pakuje swój plecak. Oczywiście, wszystko jest kwestią odpowiedniej motywacji. Po pierwsze, i najważniejsze…
Nie poganiaj
W podstawówce zraziłam się do gór. Myślałam, że na całe życie. Jako raczej mało sportowe dziecko, przez tempo narzucane przez wyżyłowanych przewodników na wycieczkach szkolnych wycieczki górskie kojarzyły mi się raczej z koszmarem niż przyjemnością. Musiało upłynąć wiele lat, zanim zachwyciłam się pięknem powolnych wędrówek. We własnym tempie. I tak samo robimy ze Stanisławem. Wyjeżdżamy wcześniej, bo wiemy, że trzygodzinny szlak możemy robić i sześć godzin. Zatrzymujemy się, gdy dziecko mówi, że jest zmęczone. Chce wrzucać kamienie to strumyka – niech wrzuca, nawet i godzinę. Chce łazić po balach drewna – niech łazi do woli. W końcu chodzi o to, żeby się trochę poruszał na świeżym powietrzu.

Częste przerwy i dużo frykasów
Odpuszczaj
Zapowiadany jest ulewny deszcz/huraganowy wiatr/ostra śnieżyca przez cały weekend? No trudno, odpuść sobie i zostań w domu. Chyba, że deszcz jest mały i pada przez część dnia, wtedy poczytaj nasze deszczowe porady i ruszaj.
Jesteś już na szlaku, a dziecko stawia aktywny opór i absolutnie odmawia dalszego pójścia? No to trudno, wracamy. Chyba, że powrót jest o niebo dłuższy i trudniejszy niż np dojście do schroniska. Po prostu pamiętaj, że małe nóżki mogą mniej.
Teraz więcej gór! Zdjęcia, szlaki i górskie porady na naszym profilu na Facebook!
Wymyśl gry i zabawy
Ostatnio byliśmy dumni, gdy Stanisław samodzielnie i w całkiem przyzwoitym czasie wyjechał na Rysiankę trawersem ze Złatnej. Szlak był długi, ale prawdę mówiąc, to my musieliśmy biec za dzieckiem. Powód? Zabawa w policjantów i złodziei. Złodziej (rodzic nr 1) kradnie coś (kij, wyimaginowany portfel, zabawkę) ludzikowi (rodzic nr 2), a policjant (dziecko) zaczyna za nim pościg. Wymagana jest tu odpowiednia kondycja i cierpliwość (zabawa jest wielokrotnie powtarzana), ale przy odpowiednim rozłożeniu sił, szlak można przebyć w całkiem przyzwoitym tempie.
Można też liczyć szlaki na drzewach, kto pierwszy zobaczy szlak ten krzyczy słowo – hasło, które sobie wybierzecie. Gdy dziecko ogarnia liczenie, można liczyć punkty, kto wygrywa, ten dostaje nagrodę.
Skutkowała też obietnica nagrody na szczycie, np. na tej górze jest wieża, na której jest dużo ciekawych schodów, a pod nią stoi wielka sowa. Nie skutkują z kolei obietnice, których nie da się spełnić. Jak w życiu. Kiedyś znajoma obiecała Stasiowi, że w wieży na szczycie spotka krasnoludka. Skończyło się na płaczu i przeszukiwaniu okolicznych krzaczorów. Krasnoludka nie znaleźliśmy.
Przerwy na szlaku staramy się robić w okolicy czegoś ciekawego z punktu widzenia dziecka – potoku, czy kałuży, do których można wrzucać kamienie, albo sterty drewna, po którym można chodzić.

Szukamy borówek, nie krasnoludków
Nagradzaj
Stanisław nie ma z nami lekko, na co dzień w domu nie je się czekolady ani innych słodyczy. Ale w górach pozwalamy mu na więcej. Na górski “stół” wjeżdża czekolada, w schronisku jako nagrodę za wyjście pozwalamy mu obejrzeć parę bajek na komórce (zgranych wcześniej, bo zazwyczaj z zasięgiem kiepsko). Generalnie Staś wie – są góry, jest wysiłek, ale jest też i nagroda. Wy sami najlepiej wiecie, co jest największym obiektem pożądania waszej pociechy, a co da się wynieść na górę.
Ostatnio po zejściu z Rysianki znajomy – biegacz górski wręczył Stanisławowi jeden ze swoich biegowych medali (akurat woził ze sobą w bagażniku). Wydarzenie to mocno wbiło mu się w pamięć i pozwoliło uwierzyć we własne siły.

Te balony oczywiście wróciły z nami na dół
Kolekcjonuj, a najlepiej, kolekcjonujcie razem
Kilometry, które przeszło dziecko, szczyty, które odwiedziło, schroniska w których spało, zwierzątka, jakie zobaczyło w lesie (robaczki też się liczą). Jak się da, wspieraj się schroniskowymi pieczątkami, książeczkami GOT PTTK. Gdy idziesz do schroniska to szarpnij się na tą dyszkę i kup mu odznakę schroniska.
Nanieście wspólnie na mapę punkty, w których było. Zawsze da się to jakoś zsumować, porównać, pochwalić np. “Stasiu, przeszedłeś o 3 kilometry więcej niż ostatnio”.
Weź lekką zabawkę
Wiadomo, miejsce w plecaku nie jest z gumy, ale u nas zawsze się znajdzie miejsce na jakieś autko, balony do dmuchania czy latawiec. Nie zajmują dużo miejsca, a w krytycznym momencie mogą pomóc.

Latawiec zajmuje mało miejsca w plecaku
Towarzystwo rówieśników jest najlepsze
No to jest jasne. We dwójkę raźniej, a w trójkę to już cały gang! U nas z rówieśnikami bywa różnie, ale jak już idą z nami znajomi z dziećmi w podobnym wieku, to po pierwsze odczuwamy wielką ulgę, bo dzieci w grupie są mniej absorbujące. Poza tym włącza się mechanizm rywalizacji, każdy chce być pierwszy, podglądają się nawzajem i uczą się od siebie. Po takich wyjazdach obserwujemy u dziecka skoki rozwojowe.
Uwaga! Ta rada nie dotyczy niemowlaków i maluchów. Stanisław zaczął reagować na inne dzieci mniej więcej po ukończeniu drugiego roku życia.

Razem lepiej!
Nie narzekaj!
Dziecko cię cały czas obserwuje, nawet jak myślisz, że tak nie jest. I naśladuje. Jak narzekasz, że ciężko, że szlak długi i stromo, a buty niewygodne, to i dziecko wkrótce zacznie. Ale jak z uśmiechem pokażesz mu, że góry są fajne i piękne, to i ono tak będzie czuło. My trochę przegięliśmy z tym zachwytem i mamy teraz takie efekty, że Staś wychodząc np do wiaty śmietnikowej krzyczy na cały głos “jak tu pięknie”!
Oczywiście, musi to być szczere, a nie wysyczane przez zaciśnięte zęby “k…wa ładnie tu”. Nie czujesz się na siłach, to nie idź. Góry nie są zawsze i dla każdego.
Miłego!
Komentarze (3)
Mamy dwójkę dzieci trzynastolatkę i czterolatka. Córka pierwszy raz poszła w góry jak miała 5 lat. Biegała po nich nie mogliśmy bo zrozumieć skąd tyle w niej zapału i energii. Byliśmy przekonani że wychowamy górskie dziecko. No ale niestety gdzieś na przełomie 5/6 klasy zaczęło być coraz trudniej. Coraz częściej zaczęły się pojawiać teksty typu ” a znowu?”, ” a muszę?”. Coraz trudniej było ją namówić ale z każdej wycieczki wracała zadowolona. Niestety ostatnio kategorycznie stwierdziła że nigdzie nie jedzie i koniec. Odpuściliśmy, chciałabym żeby córka podzielała nasze pasje ale nic na siłę. Mam nadzieję że kiedyś jej się odmieni. Synek wyruszył z nami pierwszy raz na szlak jak miał 8 miesięcy, oczywiście w nosidle. Teraz część trasy robi na nogach część u nas na plecach. Wycieczki sprawiają mu radość, ale co będzie gdy będzie miał lat naście? Nie wiem, cieszymy się tym co jest teraz
Myślę, że za wcześnie na takie przemyślenia . Ja zaczynałam podobnie jak Ty . Starałam się zarażać pasją od samego początku i byłam pewna , że się udało . Syn chodził z nami po górach chętnie i zdobywał kolejne szczyty. Udało się z Alpami, tatrzańskimi szczytami , był nawet Kaukaz i szlaki powyżej 3000. Świetnie sobie radził i był wiernym towarzyszem. Jak maił 14 lat zdecydowaliśmy się na szalony pomysł zabrania go w Himalaje. 2 tygodnie trekkingu i dotarcie do Bazy pod Everestem, nocleg w namiocie przy -17 stopniach na wysokości 5400m okazały się dla niego pestką. Ale po powrocie oznajmił, że nie jedzie już z nami w żadne góry . Towarzystwo rówieśników stało się 100 razy ważniejsze, a my idziemy w odstawkę . Jeśli gdzieś z nami jedzie to marudzi okrutnie ……. Ja tylko mogę mieć nadzieję, ze czym skorupka za młodu …… i że kiedyś zmieni zdanie i powie, że góry są super !
Piszę z mojego, prawie czteroletniego doświadczenia. Trudno przewidzieć, co się stanie z dzieckiem za parę lat, jakim będzie nastolatkiem, czy będzie lubił góry, czy będą mu się kojarzyły z wczasami dla ramoli. Przy każdej wyprawie cieszę się, że Staś chętnie pakuje swój plecak i odlicza godziny do wyjazdu. Nie wiem, jak długo to będzie trwało, kiedy wpadnie w szpony grupy rówieśniczej, jaka ona będzie i jaki będzie miała na niego wpływ. Ale chcę najdłużej jak się da pokazywać mu to, co dla mnie i mojego męża jest w życiu ważne i ciekawe, co, jak wiemy służy jego zdrowiu i rozwojowi. Pewnie, że gdzieś tam majaczy mi na horyzoncie że kiedyś powie dość, ale zawsze wtedy sobie myślę, że po pierwsze, po co martwić się na zapas, a po drugie, tego czasu na świeżym powietrzu, spędzonego wspólnie, widoków, którymi może i nie zachwyca się w sposób świadomya, ale które na pewno odbiją się na jego przyszłym poczuciu estetyki, nie odbierze mu już nikt 🙂 I pewnie podobnie jest z Twoim synem. Teraz woli spędzać czas z rówieśnikami, bo to oni grają teraz pierwsze skrzypce. Ale na pewno Wasze wyprawy odcisnęły silne piętno na jego psychice. Pozdrawiam serdecznie!!!